Luna w nowym domu - pierwsze dni

2012-01-27 19:00

Znacie już historię wycieczki do Radomia po Lunę. Czas przedstawić w skrócie, jak minął pierwszy tydzień psiaka w nowym otoczeniu, z nową rodziną.

 

Luna zaskoczyła nas szybką aklimatyzacją. W ciągu kiklu pierwszych godzin, poznała całe nowie mieszkanie, wybrała sobie miejsce do leżenia, zaznajomiła się z nowymi miskami no i jak wcześniej wspomniałem, znalazła pod choinką zabawki.

Pierwsze chwile towarzyszyliśmy jej na każdym kroku - nie ona nam tylko my jej. Oczywiście, bez przesady. Staraliśmy się by nie poczuła się smutna i samotna w nowym miejscu - to po pierwsze, a po drugie - wiedzieliśmy, że jak tylko się odrobinę oswoi, będzie chciała oznaczyć swój teren. Akurat na to nie musieliśmy długo czekać. Jednak jak przystało na młodą damę, załatwiła pierwsze potrzeby w łazience. 

Obawialiśmy się równierz pierwszej nocy. Liczyliśmy na koncerty smutku i rozpaczy. Przecież do tej pory Luna spędzała cały czas ze swoją siostrą i matką w kojcu. Było spokojnie - nawet za spokojnie. My jak rodzice niemowlaka bardziej się stresowaliśmy niż ona. Szybko zasnęła na swoim posłaniu w obranym przez siebie kącie i przespała całą noc. Edyta za to co chwilę się budziła i w ciemności starała się dostrzec czy Luna śpi, czy jest na swoim miejscu.

Poranek przywitał nas cichym dreptaniem Luny po mieszkaniu. Nauczony zrywać się z łóżka na równe nogi, tym razem jakby ostrożniej postawiłem pierwszy krok, i każdy kolejny póki mój wzrok nie nabrał ostrości. Liczyłem na niespodzianki i się przeliczyłem. Owszem - w łazience była jedna w postaci kałuży, no ale wiadomo. Przecież nie zrobię afery...

I tak powoli mijały godziny. Luna jak przystała na szczeniaczka, realizowała książkowy plan zajęć adekwatny do jej wieku czyli: śpimy, załatwiamy się, idziemy się pobawić, sprawdzimy co tam w misce jest - o, karma, zjemy trochę, idziemy się załatwić, mamy czkawkę, idziemy spać, wstajemy i się załatwiamy itd...

Od samego początku nie była pieszczoszkiem. każdą próbę przelewu czułości w postaci drapania, głaskania traktowała jak chęć do bardziej ruchliwej zabawy. Z powodu braku jeszcze drugiego szczepienia, nie chcieliśmy na dłużej wychodzić na podwórko przyblokowe. Jednakże te kilkanaście minut kilka razy w ciągu dnia wystarczyło, by Luna polubiła otoczenie do tego stopnia, że stało się ciekawsze niż domowe zacisze.

W poniedziałek pojechaliśmy na szczepienie do pewnej lecznicy, któej reklamy nie będę robił, bo nie warto. Pierwsza i ostatnia nasza wizyta w tamtym miejscu. Pan doktor weterynarii badając psa zadał nam pytanie - jaka to rasa??? Poptrzeliśmy się na siebie i nastało milczenie. Na kilka zadanych pytań odnośnie np. wychodzenia, możliwych objawów po szczepionce, Pan weterynarz zdawkowo rzucał niezrozumiałe zdania pozbawione jakichkolwiek informacji.

Nie panikując brakiem odpowiedzi, pojechaliśmy do domu i na wszystkie nasze pytania uzyskaliśmy odpowiedź na naszym forum.

 

Problemem dla nas stało się zostawianie Luny w domu podczas wyjścia do pracy. Nie chcieliśmy by była te 8 godzin sama. Z pomocą przyszła mama, która chętnie przyjeżdżała do Luny posiedzieć z nią. Oczywiście wcześniejszy wykład jak się ma zachowywać wobec niej, co i kiedy jej dać do jedzenia...

Zdała egzamin celująco. W ciągu niespełna tygodnia nauczyła się, że jak jest sama w domu to może spać ile chce i robić co chce. Na szczęście poza jednym incydentem, do dzisiaj mamy spokój w tej kwestii. Już w piątek, czyli 27 stycznia, Luna spędziła w domu całe 7 godzin. Bez koncertów, bez psot, bez niszczenia...

Dzielny Husky, grzeczny i spokojny...

 

Tak więc jak widzicie, większych problemów udało nam się uniknąć, mniejszych - nie zauważyliśmy, Luna - mamy nadzieję również nie była samotna przez cały ten pierwszy tydzień. Nawet chyba za dużo miała kontaktów z nami, bo swoje dotychczasowe miejsce w salonie zmieniła na kąt w łazience.

Skoro tak sobie wybrała...

Niebawem kolejne przygody Lunki...