Luna i jej siostra Astra...

2012-03-18 20:00

Po małych perypetiach i zawirowaniach, trafiła do nas, a w zasadzie do mojej mamy, siostra Luny - Astra. Była sposobność, by Luna odwiedziła swoje rodzinne strony.

Oto jedno z ostatnich zdjęć Luny i Astry, zanim Luna trafiła do nas

Pewnym zaskoczeniem dla wszystkich było to, że bez problemu poznała swoją pierwszą właścicielkę - Kasię. Rzuciła się do niej z radosnym piszczeniem i wyciem, dając buziaka za buziakiem...

Gdy zobaczyła swoją siostrę - Astrę, w Lunie wzmogła nieopisana radość. Podskokom, gonitwom, wariacjom nie było końca. 

Widziałem Lunę radosną i szczęśliwą, ale jeszcze nigdy aż tak bardzo. I niech mi teraz ktoś powie, że psy nie mają uczuć względem siebie...poszczuję Yorkiem od sąsiadów...

Na widok tych nieskończonych wariacji, wzmogła we mnie obawa jak przebiegnie powrotna podróż na Górny Śląsk. Toż to 250km trasy, może kilka postojów, około 5 godzin jazdy z dwoma "wariatami" na pokładzie... Nastąpił podział miejsc - jak dobrze, zę nasza Zafira jest taka przestronna i ma 3 rzędy siedzeń...

Więc Edyta z Luną zajęły miejsca w trzecim rzędzie, mama z Astrą w środkowym, a ja jak szofer Caringtona siedziałem sam z przodu pouczając pasażerów, jak mają się zachowywać w sytuacjach, gdy psiaki zaczną wariować. Przez pierwsze 3km było skakanie do siebie, chęć wyrwania się by wspólnie pobaraszkować po aucie. Nagle wszystko ucichło i każda z sióstr zajęły się swoimi sprawami. 

Luna zmęczona wygłupami i przyzwyczajona już do podróży samochodem, położyła się spokojnie i starała się zasnąć. Astra zaciekawiona tym co się dzieje, troszkę z niepokojem, obserwowała nowe otoczenie. To do okna, to na mamę, to starała się wyciągnąć jak najdalej szyję by powąchać swojego "szofera", innym razem starała się wskoczyć na oparcie fotela i zobaczyć gdzie leży jej siostra. Po 100km nastąpił spokój całkowity. Znudzona patrzeniem i zostawianiem wzorków na szybie Astra położyła się i zajęła się nową zabawką - kością, którą na wszelki wypadek dla zabicia nudy kupiliśmy dzień wcześniej (bez obaw, kość "sucha", preparowana ze sklepu zoologicznego).

 

Nadszedł czas pierwszego postoju, bardziej na prośbę "ludkich" pasażerów niż potrzeby psów, któe przy okazji wybudzenia, również skorzystały z okazji rozprostowania kości i pozostawienia swoich śladów w nieznanym miejscu. Przynajmniej zrobiły to dyskretnie w trawce a nie jak rozwydrzona latorośl szkolna podczas wycieczek, skrobiąc na ławkach, stołach i gdzie tylko się da napisy "Byłem tu"...

Kolejna część podróży przebiegła również w spokoju. Każdy z psiaków zajmował się sobą, zerkając od czasu do czasu co drugi robi. Luna pałaszowała sobie suchą karmę, Astra wcinała kość, Edyta przysypiała, mama podziwiała widoki, tylko ja w skupieniu i z rozwagą....zerkałem czy nie mam na ogonie słynnej z programu Uwaga Pirat Vectry.

Na szczęście nie miałem przyjemności zaprezentować się w TVN Turbo ani dostać fatalnej jakości zdjęcia pocztą. 

 

Kolejny postój wymuszony znów ludzkimi prośbami, miał miejsce w pobliżu miejsca niedawnej katastrofy kolejowej. Trochę niestarannie wybrany parking, raczej w pośpiechu, ale ważne, że w spokojnym miejscu. Z uwagi, że psy już od dłuższego czasu nie miały okazji niczego przekąsić, z auta zostały wyjęte miski, woda i karma. Psy sobie zjadły i się napiły, co jak się później okazało można było z powodzeniem zrobić w trakcie jazdy. Lecz nic nie daje tyle przyjemności co gorąca kawa z termosu - w przeciwieństwie do tej kupowanej na stacji, posiada pewną ilość kofeiny, jest mocna i co najważniejsze - cały termos zamyka się w kwocie jednej kawy "de lur" kupionej na stacji.

Do piekar przyjechaliśmy dosyć szybko. Wspaniała pogoda i spokój na trasie pozwoliły się wyrobić w 3 godziny i 40 minut jazdy + postoje co dało w sumie 4,5 godziny jazdy. 

Cóż, psy wypoczęte po przespanej w większości podróży, domagały się swobody i porządnego "wybiegania". Więc poszliśmy na pierwszy wspólny spacer w nowym dla Astry miejscu. Na początku siostry do siebie co kilka metrów podbiegały i starały się podokuczać sobie, jednakże po kilku minutach spaceru ucichły i uspokoiły się idąc krok w krok obok siebie grzeczne, jakby to był ich tysięczny wspólny spacer. 

Godzinę później, a było już po 21, wróciliśmy do domu mamy i tutaj odezwał się instynkt szczęnięcych zabaw w psiakach. Gonitwom po mieszkaniu, zabawom w "ja cię gryzę a ty się kładziesz lub uciekasz" nie było by końca. Mimo, że Astra jest potężniejsza od Luny, równie dobrze radziła sobie lawirując pomiędzy krzesłami, meblami i nami w pełnym pędzie. Jakby znała szczegółowo każdy kącik nowego domu. 

 

Po 22 nadeszła chwila powrotu nas i Luny do domu. Byliśmy przygotowani na to, że nie będzie to łatwe. I nie było. Luna prawie siłą musiała być wyniesiona mieszkania mamy. W aucie było krążenie i szukanie Astry. Po powrocie do domu równieżLuna chodziła i szukała swojej siostry. Na szczęście emocje dnia, zmęczenie zabawą oraz późna pora sprawiły, że dosyć szybko zasnęła. Jeszcze tylko szybki telefon do mamy i pytanie o Astrę - Astra śpi.

Misja wypełniona - Astra bezpiecznie dotarła do nowego domu. Mamy nadzieję, że będzie szczęśliwa i radosna. Bo grzeczna - to na pewno...

 

Niebawem kolejne losy Astry i Luny, nie wszystkie takie różowe, ale większość zabawnych...