Nauka szczeniaka czystości

Nauka szczeniaka czystości

Jak chyba każdy nowy właściciel szczeniaczka, borykaliśmy się z problemem załatwaiania się psa. Na początku wiadomo, pies jest bardzo zestresowany nowym otoczeniem, nowymi właścicielami i jeszsze dostaje ochrzan za coś, czego tak naprawdę nie rozumie.

Opiszemy Wam nasze zmagania z problemem sikania i zostawiania większych niespodzianek.

 

Liczyliśmy się z tym ,ze będzie trudno. Luna do czasu odbioru przebywała w większości w kojcu pod okiem swojej matki, która zapewne zdążyła już ją nauczyć kilku zasad. Jednakże w nomym miejscu nie ma matki, która podpowie, nie ma kojca, gdzie można się załatwić, wszystko jest takie inne i dziwne. 

Dla nas utrudnieniem było również to, że Luna nie miała jeszcze pełnych szczepień i wychodzenie z nią na osiedlowe skwerki było ryzykowne.

Postanowiliśmy podejść do tego tematu baaardzo powoli. Fakt, wiązało się to z dużymi utrudnieniami, z często niemiłym zapachem, chodzeniem po domu o świcie (był styczeń - więc o 6 rano panuje ciemność) z latarką póki nie zapali się światła. Dosyćszybko udało nam się nauczyć ją, że miejsce do załatwiania się jest w łazience na szmatce. Jak tego dokonaliśmy? Jak tylko Luna w pierwszych dniach załatwiła się gdzieś w domu, używaliśmy jednej i tej samej szmatki do wycierania tego miejsca. Szmatkę następnie płukaliśmy w czystej wodzie i rozkładaliśmy ją w łazience. Jednocześnie bacznie obserwowaliśmy psa jak się zachowuje na krótko przed załatwianiem się, w jakich momentach to następuje. Wiedzieliśmy, że szczeniaki robią siku zaraz po przebudzeniu się (nie zawsze lecz zazwyczaj), chwilę po jedzeniu lubią zrobić kupkę. Jednak nas interesowały bezpośrednie znaki. Po co? By w przyszłości łatwiej zorientować się co za chwilę będzie. 

Po dosłownie 2 dobach, Luna zorientowała się, że szmatka w łazience pachnie nią (dla nas niewyczuwalny zapach bo była za każdym użyciem płukana). Jak pierwszy raz poszła załatwić się do łazienki, z uśmiechem została odrobinę pochwalona, a raczej powinienem napisać, że zachowaliśmy spokój by jej nie spłoszyć. Od tego momentu, każde jej załatwienie się poza łazienką kwitowane było zganieniem. Bez krzyczenia, spokojnie lecz stanowczo mówiliśmy "feee, niedobry pies, brzydko...itp..." starając się by nasz ton był z odrobiną złości, zawodu. Po dosłownie jednym dniu Luna jużstale załatwiała się tylko w łazience. Było to dla nas o tyle istotne, że przez większość dnia jesteśmy w pracy, a wchodzenie do domu jak na pole minowe nie należy do przyjemnych czynności. To był nasz pierwszy malutki sukces, który jednak po czasie stał się drobnym problemem. Niestety - coś za coś. Obawa przed złapaniem jakiegoś paskudnego wirusa była większa niż zniesmaczenie smrodkiem...

Jednocześnie staraliśmy się by Luna wychodziła na podwórko w stałych porach czyli: zaraz po każdym jedzeniu, rano i wieczorem po przebudzeniu się.

Niestety, Luna robiła nam psikusy. Mogła być na podwórku i pół godziny bez skutku w postaci załatwienia się, a w dwe sekundy po powrocie do domu od razu robiła swoje... Zaczynało nas to coraz bardziej irytować, bo ona robiła sobie z nas głupków. Miała rację, przecież sami jąnauczyliśmy załatwiania się w domu na szmatkę.

Po konsultacjach na naszym forum, zrozumieniu jak właściwie Luna odbiera wszelkie nasze zamiary, zmieniliśmy taktykę.

Wyjścia nadal miały miejsce w znanych już momentach. Jednak zaprzestaliśmy dłuższych spacerów i skupiliśmy się na dreptaniu w jednym miejscu. Zmieniliśmy też pory wychodzenia, by w okolicy było możliwie mało rozpraszających bodźców typu samochody ludzi jadących do / wracających z pracy, innych psów, dzieci idących do szkoły... Pierwsze załatwienie się Luny na dworze zostało nagrodzone wybuchem entuzjazmu - i tutaj porada, nie przejmujcie się ludźmi patrzącymi na Was jak na wariatów, im więcej się ich patrzy to znaczy, że lepiej się ucieszyliście z wyczynu psiaka i on sam będzie bardziej dumny z siebie. Oczywiście nagroda w postaci smaczka się należy. W naszym przypadku, z uwagi że leżało jeszcze dużo śniegu, dodatkowo powariowaliśmy sobie z Luną wspólnie się tarzając w śniegu. A co, niech wie, że się cieszymy, przy okazji nam się przypomniały nasze szczenięce lata...

Równocześnie zastosowaliśmy metodę antynagrody. Każdorazowe załatwienie się Luny w domu było karcone wielkim naszym niezadowoleniem. Nadal częściej załatwiała się zaraz po przyjściu z podwórka co tylko ułatwiało nam sprawę. Pamiętajcie, nie należy karcić psa jak już zrobił swoje i minęła jakaś chwila. Należy go zganić w momencie załatwiania się. Wymaga to opanowania rozpoznawania jego zachowań (wspomniałem o tym na początku). Tak więc gdy pies wracał do domu bez załatwienia się, wiedzieliśmy że zaraz to nastąpi i dosadnie wypowiadaliśmy nasze niezadowolenie. Gdy Luna nagle przestawała się bawić i szła do łazienki - my staraliśmy się iść za nią i jak tylko zaczynała się załatwiać - zganienie. 

Niektórzy z Was będą chcieli zastosować metodę "topienia pyska w siuśkach". Szczerze odradzamy, gdyż po pierwsze - to nie jest przyjemne dla psa, po drugie nie przyniesie i tak szybszego efektu bo pies zaraz po załatwieniu się już o tym nie pamięta, że się załatwił, po trzecie - wzbudzicie agresję u swojego pupila i strach, że jak kiedykolwiek i gdziekolwiek się załatwi to będzie miał nos wetknięty w to co zrobił. To tylko Wam przeszkodzi.

Jeśli zdarzyło się, że nie zauważyliśmy momentu załatwiania się Luny, bez słowa wyprowadzaliśmy ją z łazienki, zamykaliśmy drzwi i sprzątaliśmy tak, by ona tego nie widziała (po co ma sobie zapamiętać, że cokolwiek zrobi to właściciel posprząta). Również przez kilka chwil po niespodziance stosowaliśmy metodę "ignora", czyli całkowitego niezwracania na psa uwagi. Mogła szczekać, piszczeć (wiedziała, że źle zrobiła i się kajała), skomleć, chcieć się bawić, a my jak skały. 

Taka sytuacja naukiu trwała do dnia dzisiejszego ponad trzy tygodnie. Pierwsze trwałe efekty pojawiły się dopiero po tygodniu - trwałe nie znaczy zadowalające. Luna średnio raz dziennie na początek, zaczęła załatwiać się na dworze przy częstotliwości wychodzenia 4-6 razy dziennie (praca nie pozwalała nam na częstsze spacery). Potem nastąpił mały kryzys - powrót do przeszłości, czyli spacer, powrót do domu, szybko do łazienki i na szmatkę, a z czasem poza szmatką (chyba jej się znudziła). I znów z pomocą przyszły porady koleżanki z forum, w dodatku wysnute w kontekście innego omawianego problemu. Doszliśmy do wniosku, że Luna sprawdza nas na wytrwałość w dążeniu do celu. Nadal stosowaliśmy nasz tok postępowania, zaostrzając konsekwencje - dłuższe ignory, zabranie zabawek na godzinę. 

Po kryzysie nagle nastąpiło pozytywne przełamanie w zachowaniu Luny. Poza sikaniem zaczęły się kupki na trawce (śnieg zdążył zniknąć). W czasie, gdy Luna była sama w domu mniej razy moczyła szmatkę. Po kilku dniach już sama od siebie po jedzeniu szła do przedpokoju pod drzwi albo podchodziła do nas, siadała i czekała. 

Jakie efekty osiągnęliśmy na dzień dzisiejszy? W czwartym, obecnym tygodniu Luna rano jeśłi się obydzi przed nami, domaga się wyjścia budząc nas (albo wskakuje na łóżko i sapie nam do ucha, albo zaczyna lizać rękę czy nogę wystającą z pod kołdry). Po jedzeniu idzie do przedpokoju i siada pod smyczą wiszącą na haku zerkając na nas, po przyjściu z pracy (czyli po 8 godzinach) wie, że zanim się przywitamy, idziemy się przebrać, potem szybkie powitanie połączone z zapinaniem obroży i na spacerek. W sumie Luna wychodzi teraz 4 razy, rano około 6.30, przed moim wyjściem do pracy a po jej śniadaniu około 9.00, po powrocie z pracy po 17 i wieczorem około 21. Za każdym razem się załatwia na dworze jednakże nadal stosujemy system nagród i pochwał oraz tryb: idziemy się załatwić, czasami to trwa 10 minut, po załatwieniu się idziemy na spacer około 30 minut i zanim wrócimyu do domu, jeszcze raz w miejsce, które Luna sobie obrała do załatwiania potrzeb na kilka minut. Obecnie często się zdarza, że powrót na miejsce kwitowany jest jeszcze jednym sikaniem. Poza tym o 4 dni nie zdarzyło się Lunie załatwić w domu, co jest największym sukcesem.

 

Tak więc podsumowując cały ten etap: cierpliwość, cierpliwość i jeszcze po stokroć cierpliwość. Do tego opanowanie i konsekwentne trzymanie się planu. Być może są inne metody, szybsze, mniej stresujące, jednakże akurat w naszym przypadku ta się sprawdziła w 100% i być może komuś podpowie chociaż jaką ścieżkę obrać. Ważne jest jedno - poznać zachowanie psa, jego reakcje i sygnały zanim przystąpimy do wychowania. I pamiętajcie, na świecie tylko ryby nie biorą i nawet psa można przekupić, więc nie żałujcie pochwał i smaczków za dobre zachowanie, z czasem nie będą potrzebne. Poniekąd i Wy zostajecie przekupieni... zachowaniem się psa, on wam daje kupkę na dworze a Wy się cieszycie...

 

Teraz uczymy się spokojnego spacerowania bez ciągnika na smyczy. Efekty i sposoby opiszemy nasępnym razem.